W piątkowy wieczór, w trakcie spotkania z Miłoszem przy tradycyjnym kuflu piwa, jak zawsze pogrążeni byliśmy w przeróżnych rozmowach i wywodach filozoficznych, których skala sięgała niejednokrotnie materii pozaziemskich. Podczas konwersacji, Miłosz pochwalił mi się, że od tygodnia zaczął uczęszczać na kurs gry na perkusji, której był odwiecznym miłośnikiem. Jak sam stwierdził, w końcu musiał dać upust swojej pasji, gdyż monotonne życie za biurkiem w pracy i tendencyjnie powtarzane czynności dnia codziennego po powrocie do domu, zaczęły go już męczyć. W tym samym momencie pomyślałem sobie o mojej pasji, za którą zabierałem się jak sójka za morze. Szkoła paralotniowa, od zamierzchłych lat jak tylko sięgam pamięcią, była tym miejscem, w którym pragnąłbym rozwinąć swoje zamiłowanie do latania i nauczyć się manewrowania pojazdem latającym jakim jest paralotnia. Miłosz wręcz nakazał mi podążać za własnymi marzeniami, póki jest tylko czas, aby je zrealizować. W poniedziałek planuję zapisać się na pierwszy kurs latania paralotnią.